Adrianna Ranos
Fiordy, deszcz, przyjaźń – czyli Erasmus w Norwegii.
Norwegia zaskoczyła mnie pod wieloma względami, a pod jednym szczególnie. Spodziewałam się ciągłych opadów śniegu, tymczasem w mieście, w którym mieszkać miałam przez pół roku, owszem, nigdy nie przestawało padać, ale był to deszcz. Aby zobaczyć lub dotknąć norweskiego śniegu, trzeba było wybrać się w wysokie góry lub na północ kraju.
Przed wyjazdem słowa Erasmus lub wymiana kojarzyły mi się z podróżami bądź nauką w obcym kraju. Dziś pierwsze co przychodzi mi do głowy to przyjaźń. Podczas wyjazdu poznałam niezliczoną ilość osób z najodleglejszych zakątków świata i co najważniejsze zdobyłam przyjaciółkę, z którą od momentu powrotu do Polski kontaktuję się niemal codziennie.
Uniwersytet w Norwegii znacznie różni się od polskiej uczelni. Oto kilka kluczowych, zauważonych przeze mnie różnic:
– zajęcia odbywają się bardzo rzadko, raz na tydzień lub, z niektórych przedmiotów, raz w miesiącu,
– do wykładowców należy zwracać się po imieniu,
– po każdych 45 minutach zajęć musi odbyć się obowiązkowa 15 minutowa przerwa, w przypadku przekroczenia przez wykładowcę wyznaczonego czasu, choćby o minutę, norwescy uczniowie od razu zgłaszali, iż muszą opuścić salę; dodatkowo w każdej sali wykładowej zamieszczone są napisy na ścianach zabraniające prowadzenia zajęć dłużej niż 45 minut – za tym będę bardzo tęsknić…
– wszystkie zadania należy wykonywać na laptopie, posiadanie przez studenta laptopa jest założone z góry, wykładowcy wymagają komputera na każdych zajęciach.
Podsumowując, wyjazd w ramach programu Erasmus+ to doświadczenie niepowtarzalne, w sam raz dla wszystkich studentów, nawet tych z ograniczeniami, tak jak ja.