Relacja z pobytu na Uniwersytecie w Pardubicach
Iwona Pinkowska – studentka historii
Relacja z pobytu na Uniwersytecie w Pardubicach, sem. zimowy 2011/2012
Do Pardubic przyjechałam razem z kolegą 23. września. Pierwsze dwa dni były dość ciężkie, ponieważ nie znaliśmy jeszcze nikogo, a nasi współlokatorzy z pokojów w akademiku przybyli nieco później niż my. Wszystko zmieniło się 25. września, kiedy zaczął się organizowany przez nasz buddy system „Orientation week”. Była to niezwykła okazja, żeby poznać i zintegrować się z resztą ludzi z Erasmusa. A było nas ok. 90 osób. Pierwszego dnia podzielono nas na grupy, dano mapy miasta i naszym zadaniem było znalezienie kilku pubów w centrum Pardubic. W dniach kolejnych zorganizowano dla nas rajd na zamek, kręgle, zwiedzanie miejscowego browaru, czy oficjalne „welcome party”.
Przyjaźnie zawarte podczas „Orientation week” zostały przypieczętowane podczas wycieczki do Pragi, zorganizowanej na początku października. W stolicy Czech zakochali się wszyscy, dlatego później Erasmusi byli tam częstymi gośćmi.
Zajęcia na uczelni rozpoczęły się 3. października. Wcześniej musieliśmy dopełnić formalności. Mimo, że Learning Agreement musiałam zmienić w ok. 80%, to we wszystkim pomagała mi pani koordynator wydziałowa. Nie było to zatem nic trudnego.
Zajęcia były prowadzone w sposób profesjonalny, wykładowcy dobrze posługiwali się językiem angielskim. Jeżeli chodzi o egzaminy, to na własnym przykładzie mogę obalić mit, że „na Erasmusie nie da się czegoś nie zaliczyć”. Uwierzcie – da się, i to niekoniecznie z winy studenta, a w wyniku zwykłego nieporozumienia.
Nie napisałam jeszcze nic o samym mieście, w którym miałam przyjemność mieszkać. Pardubice to niewielkie, ale urocze miasto. Szczególnie stara, historyczna część robi wrażenie. Ślicznie, wąskie uliczki, zamek i rynek, w którym zakochałam sie od razu. W nowszej części miasta znajduje się centrum handlowe z kinem i Tesco. Przechodząc przez most można dojść do kampusu, gdzie mieszkałam. Budynki uniwersytetu wyglądają w większości imponująco, czego nie można powiedzieć o akademikach. Mimo, że dwa z trzech są świeżo po remoncie ( blok C, w którym mieszkałam remontowano jeszcze przez miesiąc mojego pobytu), to wyposażenie pokojów pozostawia wiele do życzenia. A już na pewno nie jest adekwatne do ceny- 3600 kc, czyli w przeliczeniu ponad 600 zł. Na kampusie znajduje się także stołówka studencka, gdzie może jedzenie nie było rewelacyjne, ale cenowo odpowiednie na studencką kieszeń. Są też częste miejsca spotkań zarówno Erasmusów, jak i czeskich studentów. Mam tu na myśli restaurację, która wieczorem zmieniała się w klub – Dydy Babe, a także pub Acko, do którego zazwyczaj nie dało się wejść, tak dużo ludzi do niego przychodziło.
Jesli już mowa o miejscach spotkań, to jak wygląda na Erasmusie życie nocne? Jak pisałam już wcześniej, w Pardubicach była nas grupa ok. 90 osób, z czego wszyscy od samego początku chętni do nocnych wyjść. Zazwyczaj preludium było w akademikach, bądź wspomnianych juz Acko, czy Dydy Babie, skąd wszyscy przenosili się do oddalonego o 5 minut drogi Kleca – naszego ulubionego klubu. Innymi fajnymi miejscami w Pardubicach są – Patapuf, gdzie mieliśmy halloween i ladies night, Gimlet, Hobe, Road Cafe,Yellow Dog, w którym było wspomniane już welcome party . Myślę, że najlepsze imprezy były co dwa tygodnie we czwartki. Organizowane były wtedy wieczorki narodowe, podczas których przedstawiciele poszczególnych państw przygotowywali prezentację o swoim kraju, a także tradycyjne potrawy. Polski wieczór wypadł podobno najlepiej ze wszystkich! 🙂 Gdy prezentacje zostały obejrzane, a jedzenie zjedzone, wszyscy przenosiliśmy się do Kleca, gdzie trwała zabawa do białego rana.
Co mi dał Erasmus? Na pewno wspomnienia, które pozostaną w mojej głowie już na zawsze. Przyjaźnie, które będą trwać długo po powrocie do ojczyzny. Nowe doświadczenia, możliwość zobaczenia nowych miejsc. Poznanie zwyczajów i kultur ludzi z różnych zakątków Europy i nie tylko ( miałam możliwość poznania także ludzi z Tajwanu, Nowej Zelandii, Wenezueli, Stanów Zjednoczonych, czy Tunezji). Jednym słowem Erasmus dał mi największą przygodę w życiu.
Zastanawiacie się czy jechać?? Nie ma nad czym! Erasmus- TAK.