Dmytro Lishchenko
Od września do stycznia mieszkałem w kraju, gdzie tempteratura średnia o tej porze stanowi około 25 stopni. W kraju, w którym każdy dzień jest jak wakacje, a przyjaźń oraz uśmiechy ludzi widać nawet przez maseczki.
Hiszpania od początku w najlepszym sensie mnie zdziwiła, nawet mimo to, że moja wymiana przypała na trudny czas pandemii, a wraz z nią na czas licznych restrykcji i ograniczeń. Studiowałem na Uniwersytecie Vigo, mówiąc dokładniej w jednym z jego kampusów w Pontewedrze (małym miasteczku w kilku kilometrach od bzegu oceanu). Studiowałem komunikację audiowizualną. Od pierwszych dni studiów dużo mi pomagali studenci. O co bym nie pytał, zawsze uzyskiwałem odpowiedź albo przyjacielską radę (pytałem jednak dużo, bo byłem jedynym studentem Erasmusa w tym trudnym roku. Główną korzyścią było to, że nie wszyscy profesorowie mieli możliwość przetłumaczyć swój przedmiot dla mnie, więc otrzymałem najlepszą naukę języka hiszpańskiego bezpośrednio od osób mówiących w języku ojczystym. Miałem pięć przedmiotów, każdy z których miał swoje atuty. Od poniedziałku do czwartku miałem zajęcia, natomiast dni wolne spędzałem na spacerach nad oceanem albo na wyjazdach do sąsiedniego Vigo.
Mówiąc o życiu codziennym, w ciągu pobytu wynajmowałem pokój, który się znajdował w piętnastu minutach od uczelni. Biorąc pod uwagę, że jest to miasteczko o populacji 90 tys. osób, centrum oraz sklepy również były obok. Również miałem kilka współlokatorów, z którymi również praktykowałem nowy język oraz po prostu miło spędzałem czas.
Jestem wdzięczny Erasmusowi za taką wspaniałą wymianę oraz polecam każdemu studentowi wziąć udział i zacząć znajomość z krajami europejskimi w ten jednocześnie korzystny oraz ciekawy sposób.