KINGA WALEWSKA

Decyzja o wyjeździe do Włoch w ramach programu Erasmus+, choć nieco spontaniczna, była bardzo dobrym wyborem. Dzięki wymianie przez cały rok nie opuszczała mnie silna motywacja do nauki. Zależało mi, aby zdać wszystkie egzaminy i z czystym kontem wyruszyć na włoską przygodę.

Wszystko zaczęło się we wrześniu, gdy rankiem, jeszcze z podstawową znajomością języka włoskiego i z bagażem mieszczącym mniej więcej połowę przyszłego roku, wylądowałam na lotnisku Ciampino. Już od pierwszej chwili dawał się we znaki inny, lecz przyjemny klimat oraz  odmienny krajobraz. Od tej pory otaczało mnie słońce, zieleń i grono wesołych, intensywnie gestykulujących ludzi. Z lotniska bez problemu dostałam się do centrum Rzymu, skąd odchodził bezpośredni pociąg w kierunku Viterbo. Byłam na miejscu. Od początku, mimo małych trudności, spotkałam się z przyjaznym nastawieniem mieszkańców miasta. Chociaż dzieliła nas bariera języka ojczystego, bez względu na wiek zawsze starali się pomóc, zwłaszcza gdy jeszcze błądziłam po małych, brukowanych uliczkach. Również dzięki ich zaangażowaniu, po pewnym czasie zauważyłam poprawę w znajomości włoskiego. Wszystkim mieszkańcom, którzy stanęli na mojej drodze w trakcie tego pobytu, jestem niezmiernie wdzięczna. To dzięki nim od pierwszych chwil poczułam się jak w domu.

Erasmus to wyjątkowy czas, który należy w pełni wykorzystać. Jest to okazja na poznanie wspaniałych ludzi z całego świata, a także na poznanie kultury danego państwa od kuchni. Razem ze świetnie działającą organizacją skupiającą przybyłych Erasmusów, w każdym możliwym momencie odkrywaliśmy nieznane zakątki Włoch. Viterbo, położone w odległości około dwóch godzin od Rzymu, w pierwszej kolejności kusiło okolicznymi atrakcjami. Miasta, miasteczka z typowo włoską architekturą, jeziora, góry, nawet morze zachęcały do nieustannych podróży. W dalszej kolejności przyszedł czas na zwiedzanie Rzymu, który znajdował się naprawdę blisko i który za każdym razem pokazywał nowe oblicze.

 Jednak Erasmus, choć może sprawiać takie wrażenie, to nie wakacje. W tygodniu czekały na nas zajęcia w większości prowadzone w języku angielskim. Udział w nich był obowiązkowy i kończył się egzaminem. Dodatkowo mieliśmy możliwość uczestniczyć w kursie języka włoskiego, który pomógł podreperować istniejące braki.

 Erasmus wiele zmienił w moim życiu. Przede wszystkim wzbogacił o nowe doświadczenia i przyjaźnie, które trwają mimo dzielących odległości.

 

Odwiedź nas na Facebooku

Skip to content