Relacja z pobytu na Uniwersytecie w Viterbo (Włochy)

Monika Kijanka – studentka filologii angielskiej

Relacja z pobytu na stypendium LLP-ERASMUS w semestrze zimowym roku akademickiego 2010/2011 na Uniwersytecie w Viterbo (Włochy)

 

Studiowanie za granicą, a dokładnie we Włoszech, od zawsze było moim marzeniem, więc gdy tylko dowiedziałam się o możliwości wyjazdu na stypendium zagraniczne, a na liście uczelni partnerskich znalazłam Viterbo – od razu podjęłam decyzję o zgłoszeniu się. Załatwianie formalności oraz spotkania informacyjne, podczas których poznałam moich przyszłych „erasmusowych” znajomych, były nieodłączną częścią przygotowań do wyjazdu. Dzięki wsparciu i podpowiedziom starszych koleżanek, które rok wcześniej skorzystały ze stypendium Erasmus, nasz wyjazd odbył się bez nieprzyjemnych niespodzianek.

Dnia pierwszego października razem z dwiema koleżankami wylądowałyśmy na lotnisku w  Rzymie – Fiumicino, po czym dwoma pociągami dotarłyśmy do Viterbo. Co uderzyło mnie na samym początku, to nie tylko słońce i wysoka temperatura, lecz także niesamowita uprzejmość Włochów, której mogłam doświadczyć, niemalże co chwilę.

Razem z koleżanką zamieszkałyśmy w prywatnym mieszkaniu, gdyż z przyczyn do dziś nam niewiadomych nie zostałyśmy zakwaterowane do akademika. Mieszkanie to zostało nam doradzone przez Biuro Współpracy z Zagranicą, lecz jego standard oraz wyposażenie pozostawiało wiele do życzenia. Naszą trzecią współlokatorką była Hiszpanka, z którą bardzo się zaprzyjaźniłam, pomimo utrudnionego kontaktu – gdyż ona najczęściej mówiła do nas po hiszpańsku, a ja odpowiadałam po włosku. Efektem tych „konwersacji” było nie tylko to, że zaczęłam rozumieć, a czasem nawet mówić po hiszpańsku, ale też niezwykłe doświadczenie w postaci nowego języka, który razem ze wspomnianą Hiszpanką nazwałyśmy Espaliano (Español + Italiano).

W tym momencie chciałabym podkreślić, iż ważną rolę pełniła znajomość języka, w moim przypadku nie tylko angielskiego, lecz również włoskiego. Dzięki temu w sytuacjach, gdy Włosi (lub też inni studenci Erasmusa) nie mówili po angielsku, mogłam z nimi rozmawiać po włosku, a także uczestniczyć w wykładach prowadzonych w tym języku.

Kilka dni po naszym przyjeździe rozpoczęły się zajęcia na uczelni. Wszystkie formalności, wbrew standardowej zasadzie Włochów „im wolniej tym lepiej”, załatwiłam dosyć szybko. Wykłady na uczelni najczęściej odbywały się po włosku, jednakże na moim wydziale (językowym) prawie wszyscy wykładowcy mówili po angielsku, dzięki czemu mogliśmy umawiać się z nimi na dodatkowe zajęcia lub konsultacje. Dla przykładu, jeden z wykładowców zorganizował dla grupy z Polski specjalne wykłady tylko po angielsku, dzięki czemu czuliśmy się wyróżnieni, ale też zachęceni do nauki. Uczęszczanie na zajęcia było nieobowiązkowe, lecz dla mnie była to czysta przyjemność. Kilkuosobowe grupy na wykładach, bezstresowa atmosfera, wielka życzliwość wykładowców oraz śmieszne momenty (np. Włoch próbujący wymówić „Rzeczpospolita” na zajęciach z historii) sprawiły, że nauka stała się przyjemnością.

Program Erasmus zapewnił nam również darmowy kurs włoskiego, lecz ku naszemu dziwieniu zaczął się on dopiero w połowie listopada, gdy większość z nas przebrnęła już przez najgorsze chwile związane z nieznajomością języka kraju pobytu.

Jednakże, najprzyjemniejszą częścią Erasmusa były oczywiście podróże i spotkania z innymi studentami. Z powodu dość drogich biletów starałam się wybierać miejsca, które były najciekawsze, ale również położone dosyć blisko, a tych nie brakowało. Rzym oraz pobliskie miasteczka, jeziora i morze były najchętniej odwiedzane przez studentów. Przepiękna pogoda oraz słońce sprawiły, że czułam się bardzo wakacyjnie podczas podróży (nawet w grudniu), ale też na co dzień podczas zwykłego spaceru po starej, średniowiecznej części Viterbo. Bezcennymi chwilami były oczywiście spotkania z innym „Erasmusami” – nasz dzień przepełniony był rozmowami z nowymi przyjaciółmi, poznawaniem ich i wymianą naszych zwyczajów kulturowych oraz doświadczeń.

W Viterbo brakowało mi najbardziej lepszej organizacji ze strony włoskich koordynatorów Erasmusa – liczyłam na większą aktywność osób, które mogłyby nam podpowiedzieć, co warto zwiedzić lub zobaczyć. Jednakże, warto wspomnieć, iż nasza grupa Erasmusa ze wszystkich krajów bardzo szybko się zintegrowała i sami odkrywaliśmy uroki Viterbo i okolic.

Czas spędzony we Włoszech minął dosyć szybko, ale za to bardzo owocnie. Nie da się wymienić wszystkich zalet Erasmusa. Najważniejsze z nich to z pewnością możliwość przeżycia wspaniałej przygody, jak również uczenie się języka w sposób praktyczny i przyjemny. Dla mnie – studentki filologii angielskiej – czas spędzony na Erasmusie był bezcenny, gdyż mogłam sprawdzić i rozwinąć swoje nabyte umiejętności. Spotkałam ludzi niemal z całego świata, posługujących się różnymi językami, mających różne akcenty i różne światopoglądy (np. Włosi z Sycylii, którzy twierdzili że nie są Włochami, lecz tylko Sycylijczykami), a przyjaźnie które nawiązałam na Erasmusie trwają nadal. Wspaniałe momenty, zdjęcia oraz fantastyczne i czasem śmieszne przygody są gwarancją tego, że warto się odważyć i wyjechać na stypendium Erasmus.

Podsumowaniem mojego doświadczenia z tych kilku miesięcy na Erasmusie może być to, że gdybym musiała wybierać jeszcze raz, wybrałabym Viterbo!

Odwiedź nas na Facebooku

Skip to content